poniedziałek, 27 czerwca 2016

PODRÓŻOWANIE POCIĄGIEM - Z TRZYLATKĄ I W ZAAWANSOWANEJ CIĄŻY.

Zdjęcia autorstwa: Adam Wojnar

Zgodnie wybraliśmy pociąg, jako nasz wakacyjny środek lokomocji. Kilometrów do przejechania mieliśmy mnóstwo, bo ponad 700. Wakacje nie były długie, bo tylko czterodniowe, taki krótki odpoczynek aby zamoczyć nogi w morzu, zobaczyć zachód, nazbierać muszelek, zjeść gofra i wrócić do domu. Bilety kupiliśmy z dwutygodniowym wyprzedzeniem, z rezerwacją miejsc siedzących.. bez przesiadek. Dlaczego pociąg? Bo z Zabrza - Świnoujścia zapłaciliśmy 113 zł, tylko tyle.. za trzy osoby z rezerwacją miejsc. Braliśmy pod uwagę przelot samolotem, ze względu na Antosie, bo o tym marzy i czas, ale nie mieliśmy dogodnego połączenia a cena? tyle mogłabym dać za lot w kosmos. 
Nie było tez pierwszej klasy, ani kuszetek, ani wagonów sypialnianych, pendolino tam nie dojeżdża, a do przedziału matki z dzieckiem musielibyśmy się rozdzielić. 


TAM:

Wiedzieliśmy ze będzie ciężko i faktycznie było. Po drodze miałam dwa kryzysy, gdzie mieliśmy ochotę wysiąść w cholerę i wrócić do domu. Do pociągu wsiedliśmy o godzinie 20:41, pociąg jechał z Krakowa, więc już był załadowany po sam dach. W naszym przedziale, wszystkie miejsca były zajęte, ale mieliśmy bilety z rezerwacją miejsc, wiec te trzy osoby musiały przedział opuścić. Było ciepło, duszno i gorąco, ludzie jechali tak zacofani i oporni, że nawet okna nie mogliśmy otworzyć na minimum. Mieliśmy miejsca koło drzwi, więc chociaż one jechały uchylone, ale cyrkulacji powietrza nie było prawie w ogóle.. za to słyszeliśmy wszystkie dźwięki, krzyki, wrzaski z innych przedziałów i korytarza. Pierwszy kryzys nastąpił, kiedy dojeżdżaliśmy do Wrocławia, było mi już strasznie ciepło, niewygodnie, wszystko mnie bolało.. Antonina się wierciła, jęczała.. temperatura w tym przedziale też dawała jej się we znaki. Stację WROCŁAW GŁÓWNY jakoś minęliśmy.. przetrzymałam, później było troszeczkę lepiej. Antosia zasnęła, a my z Wojtkiem dłuższą część przesiedzieliśmy na korytarzu. Drugi kryzys nastąpił przed Poznaniem, była już godzina 02:00, spałam po kilka minut, patrząc na zegarem.. czas dłużył się niemiłosiernie, Antosia zaczęła się kręcić.. nie chciała już pić wody, nie miała ochoty na żadną przekąskę, na przytulenie, na siedzenie na kolanach, na stanie w korytarzu, na podziwianie nocnego uroku miasta Jarocin, na kołysanki, piosenki, bajkę, zagadki, przytulenie do jednorożca.. na nic.. później powiedziała, że chciałaby się napić ciepłej herbatki. Dobrze, ze w tym momencie usłyszałam, że dojeżdżamy do stacji : POZNAŃ GŁÓWNY i mieliśmy 40 minut postoju, więc pan tata skoczył na peron do automatu, po herbaty (jedyny plus, że były pyszne i bardzo żałowałam, że nie miałam dla siebie drugiej), Antosia była szczęśliwsza, uspokoiła się i znowu zasnęła, później zaczęło się robić nieco chłodniej, niebo zaczęło się powolutku rozjaśniać, ona spała spokojniej, ja spokojniej siedziałam i przeglądałam strony, facebooki i instagramy. Reszta podróży upłynęła nam miło, cicho, sympatycznie.. a o 08:03 byliśmy na miejscu - w Świnoujściu. 


Z POWROTEM:

Pociąg ruszał ze Świnoujścia, był podstawiony ponad godzinę wcześniej, Wsiadało bardzo dużo ludzi, ale na nasze szczęście nikt do naszego przedziału. Mieliśmy go zatem całego dla siebie, aż do Goleniowa. Na tej stacji weszło małżeństwo w średnim wieku, które siedziało na przeciw siebie przy drzwiach.. więc dalej trzy miejsca były wolne i wolne pozostały do samego końca, do naszego Zabrza. Małżeństwo wysiadło we Wrocławiu, więc przez trzy godziny mogliśmy się rozłożyć jak tylko chcieliśmy. Podróż minęła nam bardzo dobrze, bardzo dobrze ją wspominamy. Antosia długo nie chciała zasnąć, ale bawiła się po cichutku zabawkami kupionymi na wakacjach, zasnęła dopiero po północy, kiedy na dworze panowała straszna ciemność. Spała na leżąco na swoim fotelu, nogi miała na tacie, który nieważne czy leży, czy siedzi.. wstaje tak samo wyspany. A ja spałam na przeciwko, rozkładając się na dwóch fotelach, nie wiem jak się poskładałam z tym moim wielkim brzuchem, ale było mi wygodnie, wyspałam się i wstałam niepołamana. Jechaliśmy w burzy i deszczu, przez co powietrze w przedziale było: rześkie, chłodne i wilgotne. Spało i jechało się bardzo przyjemnie.



A wy drodzy rodzice jaki środek transportu preferujecie? I jak wam minęła podróż?

2 komentarze:

  1. Ja wszystkie podróże pociągiem jednak wspominam nienajlepiej. Przeładowane przedziały, zarezerwowane jedno miejsce na kilka osób. Na szczęście, coraz milsi konduktorzy ;)
    Podziwiam Cię, że zdecydowałaś się na pociąg z tak małym dzieckiem i będąc dodatkowo w ciąży :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Jeżdżę regularnie pociągiem z moją niespełna dwulatką już od roku. Zawsze mamy wózek, walizkę, plecak i torbę podręczną i zawsze... jestem z nią sama. Mimo ilości bagaży nie zdecydowałabym się na jazdę z nią sama samochodem. Trasa Kraków - Warszawa to w pociągu tylko 2,5h, w samochodzie ponad 4h. Z mamą skupioną na drodze dziecko by oszalało, a tak mamy wędrówki do Warsu, zaczepianie pasażerów i konduktorów, zabawy w przedziale dla matki z dzieckiem i nie wiadomo kiedy zlatują te 2,5h. Zawsze znajdzie się ktoś, kto pomoże przy wnoszeniu/wynoszeniu wózka z dzieckiem z pociągu (zawsze też można wcześniej poprosić coraz milszą obsługę). Ja sobie chwalę i póki dziecko jeździ za free będę korzystać! ;)

    OdpowiedzUsuń

Będzie mi niezmiernie miło, jeżeli pozostawisz po sobie ślad w postaci komentarza.